Czy minimalizm przy niemowlaku jest możliwy?
Od kiedy sięgam pamięcią zawsze należałam do zwolenników jakości kosztem ilości. Męczę się w zagraconych przestrzeniach, nie lubię nadmiaru rzeczy. Raz w roku robię przegląd szaf i oddaję lub sprzedaję to w czym nie chodzę. Kiedyś miałam jeszcze tak, że zostawiałam stare ubrania “na grilla”, ale czas zawsze to weryfikował i ostatecznie nigdy nie udało mi się ich założyć. Śmiało mogę stwierdzić, że jeśli mieliby stworzyć ogólnopolski ranking kobiet, które mają najmniej ubrań w szafie to byłabym może nie w czołówce, ale gdzieś w środku 🙂 I to nie tak, że teraz staram się wmówić Wam, że nie lubię pięknych rzeczy. Oj, to nie tak. Mam artystyczną duszę i naprawdę kocham piękne rzeczy. Źle się czuję jak mam ich po prostu zbyt dużo. Tak samo podchodzę do tematu kupowania rzeczy dla Franka.
Możecie mi uwierzyć, dostaję oczopląsu jak tylko wchodzę na bebespace. Gdybym miała kierować się sercem to wykupiłabym tam połowę asortymentu. Na całe szczęście zawsze odzywa się mój głos rozsądku, który podpowiada mi “halo dziewczyno, Franek założy to maksymalnie dwa razy”. Do zakupów dla Frania podchodzimy z mężem bardzo rozsądnie, a i tak mamy mnóstwo takich rzeczy, z których nie skorzystaliśmy ani razu. Tyczy się to głównie ubranek i rzeczy z kategorii, którą uwielbiam najbardziej, czyli “pierdółki”
Ubranka
Kupiliśmy ich naprawdę niewiele, a myślę, że i tak 1/4 z nich Franek nigdy nie założył. Cieszę się, że część ubranek dostałam od koleżanek i kuzynki. Noworodek naprawdę nie jest w stanie “zajechać” ubranek na tyle żeby miały służyć tylko jednemu dziecku. Wiedziałam, że dzidziuś nie będzie doceniał moich artystycznych stylizacji, a jedynie wygodę. Teraz kupuję tylko takie rzeczy, które są po pierwsze dobre gatunkowo, a po drugie są praktyczne.
Na dzień dzisiejszy Franek posiada jedynie 2-3 “wyjściowe” stylówki, a reszta to po prostu najbardziej klasyczne na świecie bodziaki. Tak jak nie sprawdziły nam się za bardzo rampersy H&M tak uważam, że body i spodenki są strzałem w dziesiątkę. Mamy takie na ramiączkach i z krótkim rękawkiem. Ich stosunek ceny do jakości jest naprawdę spoko. Fajnym rozwiązaniem są też wielopaki. Chętnie z niego korzystamy. Zamawiamy 2 wielopaki bodziaków, 1 spodenek i tak naprawdę nie potrzeba nam nic więcej. Serio. Teraz zaczął się u nas etap mocnego ślinienia, ulewania, przeciekania pieluszek. Zmieniamy mu body kilka razy dziennie i naprawdę nie zastanawiamy się na tym, czy stylizacja nadaje się na okładkę magazynu mody dziecięcej. Wystarczy, że dobieramy rzeczy raczej gładkie, bez pstrokatych wzorów, w stonowanych kolorach. Myślę, że najbliższe zakupy zrobimy dopiero wtedy, gdy Franek wyrośnie nam z tego co ma. Kolejnym elementem garderoby, której nie trzeba wiele są czapeczki. Skorzystaliśmy z dwóch, a mieliśmy w sumie z 6.
Skarpetki
Na start miałam 3 pary, później niepotrzebnie zwiększyłam tą kolekcję do 10. Pediatra i fizjoterapeuta zalecili nam, aby skarpetek nie zakładać. Dziecko powinno mieć gołe stópki z wielu medycznych powodów, o których nie będę pisać, bo nie czuję się na tyle kompetentna żeby ten temat rozwijać. Może kiedyś poproszę fizjoterapeutę o takie wyjaśnienie. Niemniej jednak dowiedzieliśmy się, że termoregulacja dziecka nie znosi skarpet. Zalecono nam, aby odciąć stópki od pajacyków. Ponoć dziecko może mieć zimne i lekko wilgotne stópki, nie oznacza to wcale, że jest mu zimno. Posłuchaliśmy się i juz od dłuższego czasu Franciszek zmienił nazwisko na Cejrowski 😀 Póki co nie mieliśmy żadnych infekcji, ani katarku. A skarpety zalegają w szufladzie…
Kocyki i ręczniczki
Myślałam, że tego trzeba więcej, ale minęły już prawie 4 miesiące, a ja wciąż operuję dwoma kocykami i dwoma ręcznikami. Dzieje się tak dlatego, że jak jeden jest w praniu to biorę z kupki pierwszy z brzegu. Potem tamten, który był w praniu wysycha i układam go na samej górze i tak w kółko. Ani razu nie użyłam ręcznika, który jest trzeci w kolejce 😀 Tak samo z kocykami. Większość leży nie użyta ani razu. Mamy swoje dwa ulubione i one wystarczają w 100%. Dodam, że sporo się przemieszczamy i podróżujemy. Franek upodobał sobie ten śliczny biały kocyk w kolorowe zygzaki, uwielbia go, więc też nie mamy potrzeby kombinowania z nowymi.
Otulacze i rożki to w ogóle jest coś co przydaje się na 3 dni. My mieliśmy dwa rożki, a skorzystałam z jednego, ale tylko kilka dni i głównie w szpitalu. Franiu od urodzenia nie znosił krępowania ruchów. Nie chciał leżeć owinięty w cokolwiek, rozpychał się i płakał jak tylko chciałam go “otulić” muślinowym materiałem. Teraz muślin przydaje mi się jedynie jako kocyk, albo tło do zdjęć 🙂
Pierdoły
Mam nawet specjalny kosz zarezerwowany na tą kategorię rzeczy. To wszystkie zabaweczki, gryzaczki, piłeczki, misiaczki. Staramy się rozsądnie dawkować Frankowi zabawki. Nie zarzucamy go wszystkim na raz. Tak naprawdę przez ostatni tydzień bawił się drewnianymi zawieszkami z baby gym’a i jedną karuzelką. Dziś zmieniliśmy mu karuzelkę na żółtego ptaszka w karmniku. Obserwujemy jego zachowanie, widzimy kiedy jakaś zabawka zaczyna mu się nudzić i staramy się dopiero wtedy ją zamienić na inną. Tak jak pisałam w poście podsumowującym pierwsze 10 tygodni <klik>, bardzo nam się sprawdziła książeczka kontrastowa, dlatego kupiliśmy drugą (3 miesiące+). Poza tym mamy dwa gryzaczki, z czego jeden dostaliśmy w prezencie, a drugi kupiłam kilka dni temu.
Podsumowanie
Naprawdę nie trzeba mieć trzech worków rzeczy przy dziecku. Im więcej zbędnych gadżetów, tym większy chaos wkrada się w nasze życie. Niemowlę nie jest w stanie docenić naszego fantastycznego gustu. Najbardziej potrzebuje naszej miłości, bliskości i obecności.
Matka ziemia będzie nam bardzo wdzięczna za minimalistyczne podejście do zakupów 🙂