Przytulny Zakątek “od kuchni”
Ten post zdecydowanie należy do tych miłych, lekkich i przyjemnych. Mało czytania, dużo oglądania. Zaparzcie sobie napar z imbiru (przepis znajdziecie w poście Jak dbam o siebie jesienią), zapalcie świeczki i pooglądajcie sobie przyjemne obrazki:) Brzmi jak idealny plan na wieczór?
Chcę Wam dziś pokazać trochę kulis mojej pracy. Zobaczycie moją małą armię pomocników, od porcelanowych filiżanek po muślinowe szmatki. Opowiem o tym jak pracuję, jak tworzę zdjęcia, jak pakuję Przepiśnik. A jeśli zostaniecie dłużej to zaserwuję Wam na deser krem z białej czekolady z pistacjowym pesto i marakują (przepraszam wszystkich głodnych łasuchów). Obiecuję, że będzie lekko i bez zbędnej teorii.
Witajcie w Przytulnym Zakątku 😉
Pewnie część z Was już zauważyła, że stałam się najszczęśliwszą na świecie posiadaczką stołu ze starych desek. Od dawna o takim marzyłam. Kilka tygodni temu odwiedziliśmy z mężem jeden z salonów meblowych w Gdańsku i naszym oczom okazał się przepiękny stół do jadalni. Blat był wykonany z nowych desek, ale stylizowanych na stare. Niestety jego rozmiar nie nadawał się do naszego wynajmowanego mieszkania. Myślę, że musiałabym wtedy zrezygnować z łóżka i spać na stole:)
Zaczęliśmy długie i bardzo intensywne poszukiwania stołu w internetach. Odwiedziłam większość meblowych sklepów online. Jak już był jakiś super to znów nie ten wymiar. I wtedy pomyślałam: “a gdybyśmy zrobili taki sami?”
Kilka dni później natknęłam się na profil mojej obserwatorki @theeclecticliving. Od razu moją uwagę przykuł jej stół. Okazało się, że zrobiła go sama. Nie miałam już wątpliwości, że to idealny czas, aby wziąć sprawy w swoje ręce.
Tartaki, stolarnie, okoliczne gospodarstwa rolne – gdzie są moje deski idealne?
O ile nogi od stołu nie były problemem, bo można je kupić w sieci za niewielkie pieniądze, tak problemem były idealne, stare deski. Takie zniszczone, ale stylowo zniszczone. Nie za jasne, nie za ciemne. Jednym słowem deski z moich snów (hahah, czy sny o deskach to znak, że coś ze mną nie tak?). Ruszyliśmy z mężem w poszukiwania. Zjeździliśmy wszystkie okoliczne wioski i tartaki. Pukaliśmy do drzwi wszystkim, którzy mieli za domem stodołę. Aż w końcu nasze poszukiwania doprowadziły nas do maleńkiej stolarni Pana Kazika. Opowiedziałam mu o wszystkim. Nawet narysowałam! Pan Kazimierz zmierzył mnie wzrokiem. Z jego twarzy dało się wyczytać, że mój pomysł nie przypadł mu do gustu. Powiedział mi, że jego stara ciotka na wsi miała takie deski. Pytał mnie trzy razy czy jestem pewna, że chce taki nieelegancki stół.
PANIE KAZIMIERZU, ja marzę o takim stole!
I Pan Kazik zrobił. Przepiękny. Cudowny. Teraz moje zdjęcia będą jeszcze bardziej klimatyczne.
Zastawa, filiżanki, talerzyki, sztućce i inne cudeńka
Ile bym tego nie miała to wciąż mi mało. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale jakbyście wrzucili mnie do galerii handlowej i dali mi worek pieniędzy to wykupiłabym wszystkie sklepy z pięknymi rzeczami do domu. Uwielbiam Zarę Home i HM Home, nie przepadam jednak za Home & You, bo czuję się tam jak na dyskotece w remizie. Brokatowe rzeczy z dodatkiem cekin krzyczą do mnie “Ola nie wchodź do tego sklepu!”.
Najwięcej rzeczy “do bloga” mam właście z Zary, z H&M i z targów staroci.
W wiadomościach prywatnych najczęściej pytacie mnie o to “skąd mam ten talerz”, “skąd mam tą filiżankę”. I dzisiaj Wam właśnie opowiem skąd mam:) Większość tych pięknych talerzy, które widzicie na moim blogu kupiłam na targu staroci w Warszawie na Woli. To tak zwany “Targ na Kole”, czynny jedynie w niedziele. Można na nim znaleźć absolutnie wszystko. Od zastawy Rosenthala po kryształowe, niskie szampanówki. Uważajcie tylko na stare meble, zwłaszcza drewniane. Kiedyś kupiliśmy starą skrzynię, w której były pluskwy. To zdecydowanie przestroga na przyszłość.
Ten porcelanowy zestaw filiżanek ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Pochodzi z Sankt Petersburga. Przekazała mi go ciocia, która spędziła tam kawałek swojego życia. Ciocia ma dziś ponad 90 lat 🙂 To wspaniała i przeurocza pamiątka. Czuję się naprawdę zaszczycona.
Mam słabość do pięknych sztućców. Uważam, że dodają zdjęciom niesamowitego klimatu. Porównajcie sobie kiedyś jak wygląda zdjęcie dania ze zwykłymi sztućcami, a jak ze starymi, zdobionymi (pożyczcie od babci). Moim zdaniem to kolosalna różnica. W fotografii kulinarnej sztućce z duszą to podstawa 🙂
Większość sztućców kupiłam na targu staroci, pozostałe są z Zary Home.
Mosiężne i złote sztućce zawsze prezentują się pięknie. Błyszczące robią super wrażenie na żywo, ale do zdjęć wolę wykorzystywać te matowe i półmatowe. Mój najlepszy łup z targu to widelec, którego rękojeść jest wykonana z masy perłowej. Wygląda zjawiskowo i jest świetnym modelem!
Miseczki do owsianek kupuję w Zarze Home i w HM Home. Jedną mam z Lubiany, z nowej kolekcji, ale nie załapała się do zdjęć, bo zażywała w tym czasie kąpieli w zmywarce;)
Suszki
Każda szanująca się blogerka musi mieć w domu aparat i.. suszki! hahah Nigdy nie wiesz, do jakiej sesji się przydadzą. Ja swoje kolekcjonuję już od ładnych paru miesięcy. W tym momencie wykorzystuję je głownie do dekorowania przesyłek z Przepiśnikami. Uwielbiam suszki!
Witryna Przytulnego Zakątka
Większość rekwizytów do bloga chowam właśnie tutaj.
Zajrzyjmy do szuflad 🙂
W pierwszej szufladzie trzymam zazwyczaj blendę, tła do zdjęć (podkładki), laptopa i akurat teraz papier do pakowania prezentów.
W drugiej szufladzie znajdują się wszelkie tkaniny, które są mi potrzebne do zdjęć. Do tej kolekcji należą lniane obrusy w kolorze beżowym i naturalnym, muślinowe i bawełniane szmatki, materiałowe serwetki. Część z nich kupiłam w wyżej wymienionych sieciówkach, a część (np. te dwie po lewej stronie) dostałam w prezencie od mojej teściowej 🙂 Naturalne tkaniny to kolejny must have w fotografii kulinarnej.
Szuflada numer trzy jest w całości poświęcona Przepiśnikowi. Trzymam w niej wszystkie akcesoria do pakowania. Wstążki, tasiemki, eko koperty, pieczątki i inne cudeńka. To zdecydowanie moja ulubiona szuflada 😉
Moja mała, wielka praca
Nie wiem czy już zdążyliście zaobserwować, ale zazwyczaj postuję w poniedziałki i czwartki lub we wtorki i piątki. Staram się trzymać tego pierwszego schematu, ale nie zawsze Franciszek mi na to pozwala. A to on jest ważniejszy niż praca 🙂 Długie posty zajmują mi dwa dni lub jeden cały. Zaczynam robić zdjęcia rano, żeby zdążyć na “światło dla bogaczy” (tak od dawna mówimy z przyjaciółką na sprzyjające światło), a kończę przed północą.
I tak też było dzisiaj. Zaczęłam o 10:00, a w tym momencie na zegarku widzę 22:01. Tyle czasu zajmuje praca blogera. Bardzo dużo osób to bagatelizuje, sprowadzając naszą pracę do “cykania słodkich foteczek z nudów”. Oj nie, to naprawdę ciężka praca, jeśli wykonuje się ją porządnie i sumiennie. Ja od początku istnienia Przytulnego Zakątka, wkładam w każdy post całe swoje serce.
Po wykonaniu sesji zdjęciowej trzeba posprzątać, a następnie dokładnie obejrzeć każde zdjęcie i spośród 400 wybrać np. tylko 20! Nawet nie wiecie jakie to ciężkie zadanie;) Później zmniejszanie rozmiaru zdjęć, ładowanie na serwer, pisanie treści i składanie wszystkiego w całość. Dziś jak dobrze pójdzie to o północy przystąpię do pakowania kolejnych Przepiśników. Dlaczego doba nie ma więcej godzin?
Dodam, że nasz synek przechodzi właśnie przez regres snu ósmego miesiąca. Od 2 tygodni mamy w nocy pobudkę co godzinę, a czasem nawet co 30 minut.
#boyzbelike
Kiedy ja latam z aparatem po mieszkaniu, moje dwa chłopaki organizują sobie “męski dzień” 🙂
Zaraz opowiem Wam o tym jak Pakujemy Przepiśniki, ale zanim to zrobię to zapraszam na deser.
Krem z białej czekolady z pastą pistacjową i marakują
Postanowiłam dzisiaj przygotować coś z najnowszej książki Lary Gessler – Orzechy i pestki. Nie mogę Wam podać przepisu, bo musicie kupić tą książkę. Uważam, że jest świetna. Naprawdę. I to nie jest reklama.
A! Skoro już mowa o reklamie to chciałabym zaznaczyć Wam jedną mega ważną rzecz. Jeśli będę pisać o jakimkolwiek produkcie w ramach współpracy to zawsze, ale to zawsze będę Was o tym informować. Cenię sobie transparentność. Staram się dobierać współprace w taki sposób, abym mogła śmiało podpisać się pod tym co Wam polecam.
Ale wróćmy do kremu z białej czekolady. Zrobiłam go i łooooh! Jest obłędnie pyszny. Marakuja tak idealnie ożywia i nadaje lekkiej kwasowości. Cudowne połączenie. Ostatnio mam chyba jakąś fazę na pistacje.
Czy Wy też uwielbiacie patrzeć na takie konsystencje?
To teraz wszyscy marsz do księgarni po książkę Lary 🙂
Jak pakujemy Przepiśnik
Jak już mowa o kulisach mojej pracy to nie sposób nie wspomnieć o pakowaniu mojej książki. Wkładam w ten proces mnóstwo pracy. Zależy mi na tym, aby każdy egzemplarz był dopieszczony. Każdy klient jest dla mnie niesamowicie cenny.
Pakowanie rozpoczynamy od składania kartoników, przygotowywania etykiet wysyłkowych i faktur. Ten pierwszy etap należy zazwyczaj do mojego męża. Ja w tym czasie starannie wklejam eko kopertę, perfumuję bibułki i przewiązuję Przepiśniki sznureczkami.
Kolejny etap to umieszczenie pachnących, śmietankowych bibułek w kartoniku. Robię to specjalnie trochę niedbale, aby uzyskać niesforną strukturę. Na spód umieszczam fakturę w eko kopercie (z moim logo), a na wierzch kładę przepiśnik. Na środek, między sznurki wkładam suszki, które widzieliście powyżej 🙂 Jeszcze odrobinka zapachu i Przepiśnik może ruszyć w drogę!
Mam nadzieję, że tym postem wprowadziłam Was w dobry nastrój i chociaż troszkę poczuliście klimat Przytulnego Zakątka. A może ktoś ruszy w niedzielę na targ staroci po zastawę :)? Dajcie znać koniecznie!
Komentarze (1)
Daria
21 listopada 2020 at 01:03
Ależ to się przyjemnie czytało! <3
Ps. Tak baaaardzo widać, że w każdy jeden post na blogu wkładasz całe serce!